Recenzja filmu

Love Sick - Niebezpieczne związki (2006)
Tudor Giurgiu
Maria Popistaşu
Ioana Barbu

Libertyńska powieść epistolarna w rytmie Coldplay

Na fali przypływu rumuńskich filmów, które w ostatnich miesiącach święcą triumfy na europejskich, w tym także polskich festiwalach i przeglądach, dotarła do nas kolejna produkcja, która ma to
Na fali przypływu rumuńskich filmów, które w ostatnich miesiącach święcą triumfy na europejskich, w tym także polskich festiwalach i przeglądach, dotarła do nas kolejna produkcja, która ma to rzadkie szczęście, że jako jedna z nielicznych wchodzi u nas do regularnej dystrybucji. Łatwo zresztą zgadnąć, skąd taka gratka - sygnowany krajem pochodzenia film zachowuje egzotyczną atrakcyjność, a przy tym minimalizuje ryzyko komercyjnego niepowodzenia, jako, że "Niebezpieczne związki" to hybryda współczesnego romansu i lekkiego filmu obyczajowego o literackich konotacjach. Młody reżyser Tudor Giurgiu łaskawie nie raczy nas ani demonami Ceausescu, ani bajaniem o Cyganach, biedzie, śpiewie i pijaństwie, serwuje za to zaskakujący obraz dziwnych związków uczuciowych. Polski tytuł jest jak najbardziej adekwatny, a skojarzenie z powieścią epistolarną Choderlosa de Laclosa i jej filmowymi adaptacjami na miejscu. Odwołania - choć luźne - do frywolnej klasyki okraszone są pikanterią, jakiej nie powstydziłby się serial brazylijski - dziewczyna kocha dziewczynę, a na dokładkę kocha też swojego brata. Gdyby komuś przyszło do głowy, że darzy go przeczystym uczuciem siostrzanym, to śpieszę dodać, że film zaczyna się ujęciem, w którym widzimy rodzeństwo w łóżku. Dziewczyny - Kiki i ALex są piękne, młode, studiują filologię francuską w Bukareszcie i w swoich rozmowach często splatają refleksje o własnym życiu z refleksją o literaturze, zwłaszcza romantyzmu. Ich związek, dla otoczenia niewinny, bo wyłącznie przyjacielski, brzemienny jest w istocie w ciężar zdrady, egoizmu Kiki, a nade wszystko oczywiście ma smak zakazanego owocu, konsumowanego po cichu. Pod koniec, co nieco wyjdzie jednak na jaw, sprawa się rzecz jasna rypnie - jak na romantyzm przystało i zrobi się trochę szumu - odwołanie do Laclosa bądź, co bądź zobowiązuje. Czyżby zatem współczesna przypowieść o miłości straconej? Na to wygląda, tym bardziej, że bohaterki rozrysowane są jako klasyczne, ba, stereotypowe wręcz przeciwieństwa - wrażliwa, nieśmiała, naiwna i oddana, miękka Alex pochodząca ze wsi i drapieżna, zachłanna, cyniczna Kiki. Pierwsza wychowana tradycyjnie, w cieple, ale i dyscyplinie, w domu otwartym na gości, lecz nie na inność, druga z zamożnego domu, w którym jada się lekko i niskokalorycznie, a mieszkańcy mają poglądy i styl bycia modny, przynajmniej w fasadzie. Jedna się poświęca, ufa, druga się bawi i zaufania nadużywa. Czyli uproszczony Laclos współczesny, voila, z wybrzmiewającym pod koniec "nie igra się z miłością", a do tego łany zboża chwiejące się w sielankowym krajobrazie, gdy panie przeżywają sercowe uniesienia. Brzmi to wszystko i wygląda przyciężko, aczkolwiek Giurgiu próbował obłaskawić scenariusz, kręcąc jak sam mówi nowoczesną i lekką wersję "Les liaisons dangereuses". No i owszem, film jest o studentkach, które bawiąc się cytowaniem i przywoływaniem literatury, a przez nią konwencji, każą tę konwencję widzieć, co jak się domyślam, ma bronić przed śmiesznością. Mimo wszystko coś mi tu zgrzyta, film ociera się chwilami o pamiętnik egzaltowanej licealistki (zwłaszcza, że z offu dobiega głos narratorki, który jakby zapominał, że mamy 21 wiek, a pewne sformułowania się zużyły) i takie sobie zadaję pytanie - czy to jest obciach, czy to jest wykalkulowane? Poza odwołaniem do Laclosa, film ma jeszcze inną, bezpośrednią inspirację - prowadzona przez Kiki opowieść to prawdziwa historia, która wydarzyła się parę lat temu w Rumunii i którą jej bohaterka - Cecilia Stefanescu opisała następnie w swojej książce. To na jej podstawie powstał scenariusz, przy którym Giurgiu pracował wspólnie ze Stefaescu. No i proszę - niby sztuczne, a - okazuje się - prawdziwe. Nie wiadomo jednak, czy "Niebezpiecznym..." nie wyszłoby na dobre, gdyby pozostawić jednej osobie decydowanie co ma się znaleźć w filmie. Umieszczony w tle dziewczęcych przygód miłosnych obraz Rumunii wypada paralelnie kontrastowo i... banalnie. Nowoczesne miasto kontra tradycyjna prowincja - mało odkrywcze, choć niewykluczone, że - podobnie jak sama fabuła - prawdziwe.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones